Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok napisały kawał historii w Lidze Konferencji Europy. Choć przed paroma laty wydawałoby się to nonsensem, to tak jest – przygoda dwóch polskich drużyn z Europejskimi Pucharami kończy się ledwie na trzy dni przed Wielkanocą. Do zatrzymania biało-czerwonego marszu w drabince Ligi Konferencji potrzeba było dopiero czołowych klubów z TOP3 światowych rozgrywek – Realu Betis i Chelsea FC.
Nie takie straszne Chelsea i Betis. Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok postraszyły gigantów
Po pierwszych meczach Legii Warszawa i Jagiellonii Białystok w ramach ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy, mogliśmy odnieść wrażenie odbicia się od ogromnego muru znad którego wystaje jeszcze drut kolczasty. Już tydzień temu byliśmy pogodzeni z tym, że to koniec. Liczyliśmy może na Jagiellonię Białystok, ale nadrobienie dwubramkowej straty z obecnie szóstą najlepszą drużyną La Liga to, nie oszukujmy się, coś, co pozostawało raczej w sferze onirycznej. Na jawie o takie cuda naprawdę niełatwo.
Wiara i nadzieja są obecne w każdym kibicu, ale raczej nastawialiśmy się, że siedemnasty kwietnia anno domini 2025 to oficjalne pożegnanie polskich klubów z Ligą Konferencji. Czy nam się to podoba, czy nie. Oczekiwaliśmy jedynie pożegnania na pewnym poziomie. Zaakcentowania swojej obecności. Przeszkodzenia, zestresowania wielkiego Betisu i wielkiej Chelsea. Kibice chcieli, by Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok wpisali się wielkimi literami w historii LKE i rzecz jasna polskiej piłki. Udało się.
Bez kompleksów na Stamford Bridge
Legia Warszawa postraszyła Chelsea FC. Dynamicznymi kontrami, przecinaniem podań, fizyczną i intensywną grą. W grze podopiecznych Goncalo Feio zauważalna była pewna zachłanność. Chęć zrekompensowania fanom porażki z przed tygodnia, raczej kiepskiej postawy w Ekstraklasie. Kadra „Wojskowych” jest taka, jaką widzimy. Tutaj zagrał mental. Warszawiacy napisali historię. Pogrążeni w kryzysie, z trenerem, którego pozycja wisi na włosku, po ligowej klęsce z Jagiellonią Białystok 0-1 poprzedzoną bolesną porażką w Warszawie właśnie z The Blues, jadą na Stamford Bridge. Niby chłopcy do bicia, niby zespół, z którego w ostatnich tygodniach śmieje się pół piłkarskiej Polski. Klub, którego kibice tracą cierpliwość w błyskawicznym tempie.
Madonna ogląda z trybun mecz, w którym Legia prowadzi na Stamford Bridge z Chelsea w ćwierćfinale europejskich pucharów.
Zapisuję, bo taka koincydencja może się przez jakiś czas nie wydarzyć. #CHELEG pic.twitter.com/Zk70hwVXIo
— Adam Delimat (@a_delimat) April 17, 2025
Przyjeżdżają na Stamford Bridge i zmuszają piłkarzy Chelsea FC, żeby za nimi biegali. Marc Cucurella gonił Ryoya Morishite, Josh Acheampong Luqinhasa. Spod krycia uciekł Steve Kapuadi, strzelił gola. Nawet Tomas Pekhart, który wyszedł w wyjściowej jedenastce Legii pierwszy raz od października strzelił gola! Legioniści oddali pięć celnych strzałów na bramkę Filipa Jorgensena. Wykręcili współcznynnik xG na poziomie 2,22. Przeciwko Chelsea FC, która wyszła w wyjściowym składzie na własnym stadionie.
Claude Goncalves zagrał mecz życia. Wyglądał jak Andreas Iniesta, Luka Modrić, Steven Gerrard i Clarence Seedorf skondensowani w jednym organizmie. Ta dyscyplina sportu jest tak zakręcona, że tym organizmem stał się właśnie ten 31-letni Portugalczyk. To nie utopia, widzieliśmy to wczoraj na własne oczy.
Kibice Chelsea FC wygwizdali swoich piłkarzy, którzy wczoraj byli słabsi od Legii Warszawa. Kibice Chelsea, którzy wcześniej systematycznie byli zagłuszani przez warszawskich fanów, a gdy ci zaczęli zabawę z pirotechniką pełni podziwu wyciągnęli telefony i zaczęli nagrywać. Show na boisku, show na trybunach.
Legia fans showing Chelsea how to create an atmosphere at Stamford Bridge. 📸 pic.twitter.com/Q60mY1j5U7
— Football Tweet ⚽ (@Football__Tweet) April 17, 2025
Żeby doprowadzić do zakończenia tej historii w taki sposób trzeba mieć mentalność.
Adrian Siemieniec podziwiany przez Pellegriniego
Nie możemy też pominąć Jagiellonii Białystok. Gdy ta zdobywała Mistrzostwo Polski, mogłoby się wydawać, że to już znana nam historia. Był już taki klub, który wykorzystał gorszy moment zespołów ze ścisłej, ekstraklasowej topki i sięgnął po sensacyjne Mistrzostwo Polski. Piast Gliwice, sezon 2018/2019. Skończyło się na czternastomilionowej dotacji od miasta tej zimy, by Piast mógł dalej egzystować. Tymczasem Jagiellonia Białystok pokazała klasę, organizacje, chęć stworzenia czegoś więcej i na dłużej. Nie wiemy jak będzie wyglądała podlaska ekipa po odejściu Afimico Pululu, Jesusa Imaza, czy przede wszystkim Adriana Siemieńca ze stanowiska trenera. Władze klubu robią jednak wszystko, by wciąż pozostać w ekstraklasowej czołówce. Pieniądze za dotarcie do ćwierćfinału Ligi Konferencji nie chcą przeznaczyć na wielkie zakupy, a budowę czegoś trwalszego – nowoczesnego centrum treningowego. Panteon wielkich, futbolowych miast w Polsce ma wzbogacić się o Białystok.
dziękuję Jagiellonia za wszystko!pic.twitter.com/av0I0KOZbq
— Michał Sagrol (@michalchojnice) April 17, 2025
Dwumecz z Realem Betis pokazał nieustępliwość Jagiellonii. Hiszpańskiej ekipy nie udało się pokonać, ale Jadze nie brakowało okazji, fantazji. Zagrała wysoko, bez kompleksów. Nieraz graczom Betisu pod presjom Jagiellonii zdarzało się popełnić głupi błąd. Ogromny wysiłek w mecz włożył Darko Churlinov. Operował w wielu strefach. Od początku meczu wkładał ogromne pokłady zaangażowania w grę. Ukoronowała to bramka w 80 minucie spotkania – Macedończyk ładnie zabawił się z defensywą Realu Betis.
Wcześniej parokrotnie blisko gola był Jesus Imaz czy Kristoffer Hansen. Ten mecz był w zasięgu Jagiellonii, ale jednak różnica jakości przesądziła o tym, że Jagiellonia swoją drogę zakończyła remisem. To i tak jest duża rzecz.
Pod względem drużynowym, kultury gry, organizacji, Jagiellonia dojechała na ten dwumecz. Na pewno zabrakło Pululu i Imaza w formie, dorzucających coś ekstra, żeby to skonsumować. I tylko dlatego mam lekki niedosyt, oczywiście doceniając też to, że bez nich byłby dziś trening…
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) April 17, 2025
Jagiellonia Białystok zrobiła ogromne wrażenie na Manuelu Pellegrinim, który gratulował Adrianowi Siemieńcowi. Trenerowi, który dwa lata temu obejmował zajmującą czternastą pozycje w lidze Jagiellonie Białystok chwilę później, gdy prowadził trzecioligowe rezerwy. Rok później zdobył Mistrzostwo Polski. Dwa lata – zagrał w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy z Realem Betis zbierając gratulacje od trenera ze światowej elity. Historia szkoleniowca Jagi to materiał na film. Niełatwa młodość, ciężka i systematyczna praca pomimo przeciwności losu, by dziś być podziwianym w Polsce, a nawet poza nią.
Mecze Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa z Chelsea i Betisem to nie jedyne, godne uwagi momenty w tej edycji Europejskich Pucharów.
Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok zrywają z klątwą Molde
Zacznijmy od Molde. Klubu dobrze znanego w szczególności Legii Warszawa. W sezonie 2013/2014 w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów Norwegowie wyeliminowali Warszawiaków. 10 lat później Molde spotkało się z Legią w 1/16 Ligi Konferencji Europy. Po zwycięstwach 3-2 i 3-0 znowuż zespół z Północy okazał się lepszy. Być może, gdy Molde siódmego listopada przyjechało do Białegostoku znowu nastawiali się na spacerek. Zostali zdominowani w każdym aspekcie. Jagiellonia pokonała klub, który od lat był poza naszym zasięgiem i to 3-0. To zdecydowanie było coś niebywałego.
Nie spodziewałem się, że po pierwszych meczach ćwierćfinałów Jagiellonia i Legia zafundują nam coś takiego. Czapki z głów
— Radosław Nawrot (@RadoslawNawrot) April 17, 2025
Gdy Legia Warszawa zobaczyła, że w 1/8 finału Ligi Konferencji Europy przyjdzie im grać właśnie z nimi, w mieście stołecznym słyszalne były głośne westchnięcia. Gdy do przerwy w pierwszym meczu warszawski zespół przegrywał aż 0-3 ciężko było uwierzyć w to, że Legia kiedykolwiek pokona tych przeklętych wikingów. Wygrała jednak wola walki, mentalność. Warszawiacy przejęli inicjatywę. Mieli dość. Bo ileż można przegrywać z drużyną, która wcale nie jest niemożliwa do pokonania? Jadze się pokonało, to i Legia musiała sobie także poradzić. W drugiej części spotkania na wyżyny swoich możliwości weszli Kacper Chodyna i Luqinhas. Molde przed spotkaniem w Warszawie miało tylko bramkę zaliczki.
Pół godzinki z hakiem – tyle tą przewagą Molde mogło się nacieszyć. Trzeba było przystąpić do ataku. Jak Legia ma problem z bramkarzowi, tak wtedy Kacper Tobiasz pokazywał wysoką klasę. Molde miało swoje momenty, wyrobiło xG na poziomie 1,77, ale to wciąż było za mało. Zdeterminowana Legia przypieczętowała swój awans do ćwierćfinału. Przełamali klątwę w spektakularny sposób. To było prawdziwe kino.
Chłopaki z Podlasia uciszyli Parken
Poza możliwościami polskich klubów miała także znajdować się FC Kopenhaga. Klub utytułowany, z naprawdę świetną historią. To 15-krotny Mistrz Danii, klub, który regularnie melduje się w Europejskich Pucharach. W poprzednim sezonie stanęli na drodze Rakowa Częstochowa do Ligi Mistrzów. W tym roku znowuż podejmowali polski zespół. Tym razem Jagiellonię Białystok.
Nie byle gdzie, bo na Parken. Jeżeli stadiony to świątynie futbolu to zdecydowanie Parken jest katedrą. Klimat absolutnie wybitny. Kibice Kopenhagi są głośni, zawsze można liczyć na ich żywiołowe wsparcie. Na Parken koncertowali Britney Spears, Metalica, Lady Gaga, U2… 3 października popisowy koncert dała tam Jagiellonia Białystok.
Mecz otworzył Pandelis Chadzidiakos golem w dwunastej minucie. Kopenhaga dała sygnał, że łatwo nie będzie. Jagiellonia Białystok w piłkę grała jednak bardzo ładnie. W 51 minucie wyrównał bohater tegorocznej edycji LKE, Afimico Pululu. Zwycięstwo Jagi przypieczętował piłkarz, który w końcówce lubi dopisać się na listę strzelców – Darko Churlinov. Zespół Adriana Siemieńca uciszył Parken.
Ukarany brak pokory
Uciszono też Stevena Berghuisa.
– Jesteśmy zadowoleni z tego wyniku. Teraz przynajmniej możemy mieć nadzieję na kilka fajnych podróży, zamiast jeździć do Polski czy Serbii. – opowiedział piłkarz po zwycięstwie Ajaxu Amsterdam nad drużyną z Podlasia 4-1.
Ajax swoją przygodę z pucharami zakończył w 1/8 Ligi Europy. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę z różnicy poziomu między obiema drużynami, jednak jeżeli przyjrzymy się drodze Holendrów w rozgrywkach, widzimy, że nie była ona wcale wybitna jak na ich możliwości i zapewne oczekiwania fanów. Zawsze cieszy, gdy brak pokory zostaje ukarany w rzeczywistości.
Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok – wyjątkowi ambasadorzy polskiej piłki w Europie
Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok dokonały czegoś niesamowitego. Zdominowali Ligę Konferencji. Odzwierciedlają to statystyki. Najwięcej goli w LKE? Afimico Pululu. Najwięcej obronionych strzałów? Sławomir Abramowicz. To jest coś. Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok grały naprawdę przyjemny dla oka futbol, na wysokim poziomie. Ich postawa doprowadziła do awansu Polski na piętnastą lokatę w rankingu UEFA. Jeszcze przed startem rozgrywek wydawało się to fikcjom, nie śniło się to nawet rankingowym Bogom. Parę tygodni temu stało się to rzeczywistością. Od sezonu 2026/2027 aż pięć najlepszych ekip w Ekstraklasie będzie grało o miejsce w Europejskich Pucharach.
Jagiellonia może i odpadła z Betisem, ale zapewniła wspaniałe emocje kibicom i nawet w ćwierćfinale ugrała oczka do rankingu UEFA.
Oby jak najwięcej takich przygód w przyszłości.Gloria victis 👏👏. #JAGRBB #JagielloniaRealBetis #UCL
— Jan Ekwiński (@ekwinski_jan) April 17, 2025
Polska piłka zrobiła gigantyczny postęp. Tak właśnie wyglądają jej złote czasy. To była cudowna przygoda Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa. Choć nawet nie wiem czy słowo przygoda jest właściwe. Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok stworzyły wyjątkową powieść, napisana na wysokim poziomie, wypełniona aż po pęczki emocjonującymi i wzruszającymi wątkami. Dziękujemy za wszystko. Chcemy jeszcze więcej w następnej edycji. Europejskiemu futbolowi nie mówimy żegnaj, lecz do zobaczenia.
Piękna to była edycja LK. 🫶